Od jakiegoś czasu moje publiczne występu występu nagłaśniam jednym, wielkomembranowym mikrofonem pojemnościowym. Podczas kameralnych koncertów przed małym audytorium odgradzanie się od publiczności murem nagłośnienia jest niepotrzebnym komplikowaniem prostej sytuacji. Te wszystkie pudełka, plątanina kabelków… Dużo noszenia, wpinania, zapinania, włączania, próbowania, wymieniania uwag z nagłośnieniowcami („za dużo tego, za mało tamtego”). Występ na dużej scenie, w dużej sali niesie pewne ryzyko. Taka sytuacja wymusza granie forte, a wtedy łatwo o pomyłki. Pierwszy raz był w Lublinie, w Chatce Żaka. Och, jak miło jest odchodzić od ogólnie przyjętych zasad!