Little Walter

Podobno pewien prominentny muzyk, zresztą grający na harmonijce, lider umiarkowanie popularnej rockowej kapeli powiedział, że gra na harmonijce nie jest „bluesowa”, więc nie jest godna jego zainteresowania, jeśli nie ma w niej wpływu Little Waltera. Uważam, że trafił w sedno. Harmonijkę bluesową zdefiniował przed II Wojną Światową John Lee Williamson, znany jako Sonny Boy Williamson I, zaś Little Walter rozwinął jego pomysły i wprowadził harmonijkę do współczesnej muzyki, właściwie do współczesnego bluesa (jeśli coś takiego istnieje). Oczywiście harmonijka bluesowa została szybko zmanierowana i teraz publiczność pasjonuje się rockowymi wymiataczami (według mnie nudnymi jak flaki z olejem), jednak na szczęście pochodnię niesie jeszcze przede wszystkim Kim Wilson.

Jeśli słucham nagrań z harmonijką, to w zasadzie tylko Little Waltera. Tylko sporadycznie sprawiam sobie przyjemność dźwiękami Noaha Lewisa, a jak już koniecznie chcę popracować nad artykulacją, to także grą Waltera Hortona (trzeźwego). Ale przede wszystkim Little Waltera, on jest na pierwszym miejscu. Słucham nagrań firmowanych jego nazwiskiem, ale nie tylko. Wczesny Muddy Waters, Jimmi Rogers, Memphis Minnie, Johnny Young, rzadziej wczesny Otis Rush. Z Memphis Minnie LW grał akustycznie, a nagrania są znakomitej jakości i słychać cudowny ton harmonijki i ogólnie mówiąc, mistrzowskie umiejętności, muzyczny smak i wrażliwość Little Waltera.

Zastanawiałem się, dlaczego właśnie Little Walter? Dlaczego gra np. Charliego Musselwhite’a nudzi mnie po 15 sek. ? Przyznam, że generalnie odrzuca mnie w muzyce „tommyemanuelizm”, czy dziwna motywacja, którą w skrócie można opisać jednym zdaniem: podziwiajcie, jaki(a) jestem wspaniały(a)! Również niezmiernie męczy mnie obserwowanie narcyzów leczących „wirtuozerią” swoje kompleksy. Dajmy im spokój, jak muszą, niech się mordują. Bo chodzi przede wszystkim o to, że u tych wszystkich popisujących się „sportowców” nie słyszę śladów muzyki Little Waltera. Więc po co sobie tym zawracać głowę?