„Alesie”

Tytułowe „alesie” są to uwagi zgłaszane wykonawcom w miejscach, w których to można podejść i porozmawiać z muzykiem po występie. W normalnych okolicznościach, kiedy istnieje wyraźna granica między sceną a widownią, gdy publiczność przyszła na koncert, zapłaciła za wstęp, taki bliski kontakt jest raczej niemożliwy. Chyba, że w swojej łaskawości artysta po koncercie np. wychodzi dawać autografy , czy zwyczajnie pokazuje się fanom, żeby okazać im szacunek i sympatię, podziękować za wspólnie spędzony czas itd. Ale po występach muzyków kategorii „no name” w miejscach mało prestiżowych, np. pubach, czy innych tego typu miejscach, w których często nie ma sceny, w których tej jakże potrzebnej granicy nie ma, gdy każdy może podejść i skrócić dystans do woli, niektórzy „melomani” dają upust nieodpartej potrzebie spontanicznego zrecenzowania wydarzenia, w którym przed chwilą uczestniczyli. Polega to poufałym wyrażaniu opinii w rodzaju: „było dobrze, ale… (tutaj można wpisać cokolwiek) „. Następują protekcjonalne uwagi nie do końca zaspokojonych „melomanów”, będące chyba skutkiem faktu, że taki przyjemniaczek, który nawet nie zapłacił za bilet, paradoksalnie poczuwa się do obowiązku oceniania i przedstawiania swojego jedynie słusznego zdania muzykom naturalnie nie dostrzegając , że ci są znudzeni, zmęczeni wygłaszanymi w takich momentach rewelacjami („alesiami”).

Dobrą stroną istnienia „alesi” jest to, że istnieje pewne prawdopodobieństwo, że osobnikowi „alesiującemu” wydarzenie, w którym uczestniczył, nie było obojętne. A to już coś. Ale z drugiej strony… ALE?!