Nie wiem dokładnie, jak długa jest tradycja „walentynkowa”. Np. z „Dziennika Samuela Pepysa” wynika, że Dzień Św. Walentego obchodzono już w połowie XVII w. prawie identycznie, jak robimy to współcześnie.
Dzień Św. Walentego można, jak się okazuje, celebrować zupełnie inaczej, że tak powiem, bardziej spektakularnie. 14 lutego 1929 r. żołnierze Ala Capone za pomocą pistoletów maszynowych Browning pomogli dostać się na tamten świat siedmiu członkom konkurencyjnego gangu, co historia odnotowała pod nazwą „Masakry w Dzień Św. Walentego”. Niezwykle miły i dobitny sposób uczczenia tego święta, prawda?
Zaś 14 lutego 1951 r. również w Chicago miała miejsce „Masakra w Dzień Św. Walentego”, tyle że na ringu w Chicago Stadium. Pojedynek między panującym mistrzem wagi średniej (Jake LaMotta) i pretendentem (Sugar Ray Robinson) zmienił się w brutalną, krwawą jatkę. LaMotta, który miał problemy ze zbijaniem wagi, przyjął taktykę zmierzającą do zakończenia walki przed czasem. Do 6 rundy poczynał sobie zupełnie nieźle, w swoim stylu szedł do przodu i generalnie wywierał presję. Potem świetnie dysponowany Sugar Ray przejął kontrolę i zaczął bezlitośnie obijać mistrza. LaMotta na krótko wrócił do gry w 11 rundzie, kiedy to złapał „Słodkiego” lewym sierpowym, ale nie zdążył dokończyć roboty. Ostatnie dwie rundy Sugar Ray już kompletnie dominował i w 13 rundzie zadał przeciwnikowi, który nie miał siły nawet podnieść gardy, kilkanaście czystych ciosów w głowę, robiąc mu z twarzy krwisty befsztyk. Sędzia przerwał walkę, dosłownie ratując nieprzytomnego JLM od śmierci. Podobno jeszcze 20 min. zbity na kwaśne jabłko LaMotta nie był w stanie opuścić narożnika. Tak na marginesie, scena z filmu Scorseese „Wściekły byk”, kiedy to LaMotta (grany przez Roberta DeNiro) podchodzi do „Słodkiego” i mówi, że „nie udało ci się mnie znokautować”, to legenda. Tak naprawdę Jake LaMotta był wtedy jedną nogą na tamtym świecie. Ponoć LaMotta powiedział kiedyś, że tak dużo (sześć razy!) walczył z Sugar Ray’em Robinsonem, że prawie nabawił się cukrzycy!
Tak więc z tymi „waletynkami”, to może być różnie. Cukrzyca, śmiertelne zatrucie ołowiem… Zatem, uważajmy na Św. Walentego!