Milagro to zabita dechami dziura, w której rozgrywa się akcja powieści Johna Nicolsa „Fasolowa wojna”. Dla mnie „Milagro” jest po prostu symbolem zapyziałej prowincji. W zasadzie prowincja jest wszędzie, niektórzy twierdzą nawet, że chodzi nie tyle o miejsce, co o stan umysłu, obyczajowość, czy specyficzne relacje międzyludzkie. Sam pochodzę z takiej dziury, poznałem prowincjonalne życie i wydaje mi się, że dobrze wiem, o czym mówię.
Jeśli wpadniecie na pomysł wejścia w posiadanie tej płyty i zapoznanie z jej zawartością, a potem zanurzenie się w świat przedstawiony w tych kilku piosenkach, to przytoczę w tym miejscu informację promocyjną, która może zachęcić Was do podjęcia właściwej decyzji.
„Okazuje się, że można pisać i nagrywać swoje piosenki, które są oryginalne i jednocześnie głęboko osadzone w tradycji starego bluesa. Na płycie „Pozdrowienia z Milagro” znajdziemy granie na gitarze rezofonicznej techniką slide w stylu zawierającym rytmiczną ekspresję Bukki White’a i techniczne wyrafinowanie Sonny’ego Landretha. Jest bluesowy fingerpicking nawiązujący do stylistyki Rev. Gary Daviesa i Blind Boy Fullera. Jest też harmonijkowe granie, w którym pobrzmiewają zagrywki Little Waltera, Shakey Hortona itp.
A jeśli na kimś nie robią wrażenia stare techniki gitarowe, prawdopodobne inspiracje (nie mówiąc już o nazwiskach zapomnianych bluesowych mistrzów), to zawsze może skupić się na tekstach piosenek. A wsłuchując się w introwertyczne wynurzenia faceta w średnim wieku, którego czasem nawet stać na snucie sarkastycznych opowiastek zawierających trafne obyczajowe spostrzeżenia, poczuć czasem, że są to opowieści o otaczającym nas świecie, o naszym życiu.”